North West of England, 14-19 lipca
W połowie lipca wybraliśmy się do Anglii korzystając z gościnności s. Heleny, która jest siostrą zakonną, a z więzów krwi - siostrą mojego taty 😅.
Przylecieliśmy do Liverpool, gdzie przywitał nas przelotny deszcz. Było jednak ciepło. Zwiedziliśmy anglikańską katedrę św. Jakuba i nowoczesną katolicka katedrę Chrystusa Króla. Potem wybraliśmy się na teren doków i cofnęliśmy w czasie zwiedzając muzeum the Beatles.
Późnym popołudniem dotarliśmy do cioci do Morecambe, gdzie jeszcze tego samego dnia wieczorem udaliśmy się na spacer deptakiem przy morzu do starego angielskiego kościoła z przybocznym klimatycznym cmentarzem oraz na wzgórze z ruinami pierwszej miejscowej świątyni i fragmentami grobów. Wrażenia niesamowite, w tym widok szerokiego pasa, który morze oddaje co dzień podczas odpływu...
We wtorek było bardzo deszczowo. Poświęciliśmy ten dzień na Lancaster. Pochodziliśmy po centrum i byliśmy w niewielkim muzeum miasta. Na szczęście popołudniu przestało padać więc zamek i katedry zwiedziliśmy już przy dobrej pogodzie. Zaskoczyło mnie jak w anglikańskiej katedrze zobaczyłem wieczną lampkę - aż zapytałem Pani na wejściu czy to przypadkiem nie jest katolicka. A ona na to, że English High Church jest tylko jeden krok od kościoła katolickiego... Katedra katolicka w Lancaster też robi wrażenie.
W środę udaliśmy się do Lake District. Mieliśmy wybraną trasę, ale w terenie oznaczenia są dość spontaniczne i nie współgrały z mapą. Nie miało to jednak znaczenia ponieważ wyprawa była niesamowita. Prawie żadnych ludzi, piękna pogoda, strumyk w dole szemrał swoją melodię, obok chodziły owce, a my wspinaliśmy się po dziewiczym angielskim zboczu. W końcu nasza trasa ukierunkowała się na górę Robinson. Jest to niemałe wyzwanie, zwłaszcza, że na przedostatnim odcinku trzeba pokonać większe przewyższenia wśród bardzo stromych i ostrych skał. Pokonaliśmy ten niebezpieczny fragment, ale ze względu na ograniczenia czasowe i de facto nasycone już pięknymi widokami oczy stwierdziliśmy, że nie będziemy się forsować tylko po to żeby mieć zaliczony szczyt. Udaliśmy się więc w drogę powrotną, bo w planie mieliśmy jeszcze wieczorne spotkanie z kuzynostwem, które przyjechało specjalnie z Darlington do cioci żebyśmy mogli się zobaczyć.







Komentarze
Prześlij komentarz