Camino - Santiago de Compostela
5-12 sierpnia 2024
Nasze Camino !
Jak to u starych pielgrzymów bywa (pielgrzymowaliśmy na Jasną Górę 15 dni, serio dawaliśmy radę 😜), od jakiegoś czasu rodziło sie w nas pragnienie powrotu na szlak. Rozmyślanie, burza mózgów, rozmowy ze znajomymi (Marta P. tu wielkie ukłony w Twoją stronę ♥️) i decyzja zapadła! Mianowicie, żeby w tym roku pójść na pielgrzymkę indywidualną, do Santiago de Compostela. Chcieliśmy krótki szlak, max na tydzień żeby za długo nie zostawiać Łucji bez nas (tak, tak, wiemy - my tęsknimy bardziej niż ona). Wybraliśmy fragment szlaku portugalskiego, ok 120 km z TUI do santiago de Compostela. Wyruszyliśmy w trójkę: my oraz nasz zaprzyjaźniony ksiądz. On przed wyjazdem ogarnął paszporty pielgrzyma, a my wszelkie loty i połączenia transportowe. Pierwszy lot z Gdańska do Barcelony (cały dzień w Barcelonie ), wieczorem lot z Barcelony do Vigo. Powrót z Santiago do Londynu, a następnie po paru godzinach w Londynie kolejny lot do Bydgoszczy. Tak wyszło nas najbardziej ekonomicznie i najbliżej startu i mety. Wyzwaniem okazało się pakowanie, kilka najpotrzebniejszych rzeczy do plecaka wyłącznie podręcznego, ale to i tak za dużo rzeczy i zbyt ciężki plecak jak się okazało już w trakcie pielgrzymowania....
Dzień 1 (5 sierpnia, poniedziałek)
Długi dzień, lot był już o 5:40. Jako,że dokładnie przed rokiem byliśmy w Barcelonie na Erasmusie, wiedzieliśmy już jak się po niej poruszać i jak sprawnie dojechać z lotniska do centrum. Wylądowaliśmy na terminalu 2 i prosto stamtąd poszliśmy do autobusu A2, który zawiózł nas do Placu Katalońskiego. Autobus jedzie ok 20 min i kosztuje 12,50 Euro w dwie strony (opłacało się nam kupić w jedną i drugą stronę , ponieważ wieczorem mieliśmy kolejny lot z tego lotniska). Pospacerowaliśmy po Barcelonie (morze, La Rambla, plac hiszpański, Casa Mila, Sagrada Familia, wzgórze Montjuic), w sumie wyszła nam niezła rozgrzewka przed Camino bo 21 km w nogach to niezły wynik i nawet lekkie zakwasy, ponieważ chodziliśmy cały czas z bagażem.
Lot do Vigo był dość późno, bo lądowaliśmy ok 23. W trakcie znaleźliśmy w TUI nocleg na booking, napisaliśmy do właściciela czy ma możliwość transportu z lotniska do naszego miejsca wypoczynku. Niestety lotnisko w Vigo jest słabo skomunikowane, zwłaszcza o takiej godzinie.... Pan, który był właścicielem mieszkania, powiedział, że mamy dużo szczęścia, bo wyjątkowo lokum jest wolne, a w sierpniu jest najwięcej pielgrzymów i wszędzie jest pełne obłożenie ludzi. Ostatecznie za znośną kwotę spędziliśmy nocleg już w TUI, po długim dniu w Barcelonie potrzebowaliśmy regeneracji. Wynajmujący dużo podpowiedział nam również odnośnie tego skąd wziąć pieczątki, skąd wyruszyć i dokąd - by była szansa na nocleg w albergach (domy pielgrzyma publiczne, za niewielką opłatę ok 10 Euro). Wspólnie postanowiliśmy, że pierwszego dnia wyruszymy do Mos - 22 km marszu, miejscowość mniej popularna.
Dzień 2 (6 sierpnia, wtorek)
Wyruszyliśmy ok 9, na spokojnie, wypoczęci po pierwszym dniu. Najpierw udaliśmy się do centrum TUI, zobaczyliśmy piękną katedrę, klimatyczne uliczki oraz udaliśmy się do albergi po pieczątkę do naszego paszportu pielgrzyma. Tak wyruszyliśmy na szlak. Trasa jest oznaczona co kawałek muszlami, żółtymi strzałkami. Nie sposób je pominąć. Pierwsze 7 km było cudownie w lasku, przyjemnie się szło przy drzewach z dala od aut. Na skraju lasu czekały kawiarnie, w których mogliśmy przybić kolejne pieczątki i wypić pyszną kawę z ekspresu za 1,2 Euro. Byliśmy zaskoczeni widokiem dzieci na szlaku ;) wielki ukłon dla nich i rodziców. Nie wyobrażamy sobie jeszcze Łucji na takim szlaku, kilka km tak, ale co dalej 🤔
Najtrudniejszy etap pielgrzymowania tego dnia był na trasie przy ruchliwej ulicy w ogromnym słońcu. Było ciężko... Gorąco i ten plecak... Robiliśmy oczywiście kilka postojów, średnio co 7-8 km. Zachodziliśmy do kawiarni po kolejne pieczątki. Można je przybijać w wielu miejscach, takie lokale często podpisane są np. "Camino de Santiago", albo są symbole Camino na lokalu. Spotykani ludzie są bardzo życzliwi, wszyscy życzą "Buen Camino", podobnie mijani pielgrzymi, których faktycznie jest sporo. Jest to zdecydowanie inna pielgrzymka niż znane nam do Częstochowy, tam nie idzie się z całym bagażem, są noclegi ustalone przez kwatermistrzów, trasy mają spokojnie ok 40 km i tu też mieliśmy takie ambicje, które trzeba było szybko schować do kieszeni. Tu idziemy, rozmawiamy i trochę nie wiemy co nas czeka, idziemy z dobytkiem który jest nam niezbędny do życia w najbliższych dniach, przynajmniej tak nam się wydaje, że niezbędny... Coś czujemy, że pod koniec tygodnia okaże się, że połowa była niepotrzebna. W tym miejscu jedna ciekawostka: gdy raz w barze zamówiliśmy posiłki dla dwóch osób bo trzecia nie chciała, to właściciel tak się przejął, że przyniósł kawałek tortilli na koszt firmy żeby pielgrzym nie był głodny. Ostatecznie przeszliśmy 22 km: szliśmy przez lasy, drogi polne, miasteczko, mijaliśmy pola: kopru i mięty (pachniało cudnie) i zmęczeni, i spoceni dotarliśmy po 15.30 do Mos. Miejscowość urokliwa, piękny kościółek, nawet załapaliśmy się na jakiś festyn. Ale co najważniejsze nie było problemu z noclegiem w alberdze: łóżka piętrowe, sala koedukacyjna, koszt noclegu 10 E na osobę. Po dotarciu okazało się, że mamy trochę odcisków, krwi w skarpetach, ale co tam... Wytrwali pielgrzymi wiedzą, że następnego dnia po ludzku wyjście jest niemożliwe, ale w praktyce doświadczyliśmy, że i tak szlak nas wzywa 😜. Następnego dnia planujemy wyruszyć wcześniej, chyba z latarkami, bo wschód słońca jest o 7:20 dopiero.
BUEN CAMINO!!!
Dzień 3 (7 sierpnia, środa)
Noc w alberdze to ciekawe doświadczenie. Spanie z grupą ludzi (sale koedukacyjne) w jednym pomieszczeniu, z których większość wydaje jakieś odgłosy lub się kręci- raczej nie gwarantuje ciągłego regenerującego snu... Tak jak zaplanowaliśmy wyruszyliśmy już o 6.30 bo do pokonania zaplanowaliśmy 29 km - najdłuższa trasa. Rzeczywiście było jeszcze ciemno, ale bez problemu daliśmy radę poruszać się ścieżkami nawet bez latarek. Pierwszy postój mieliśmy w Redondela, gdzie niektórzy z nas na śniadanie wciągnęli frytki z bekonem i burgera 😁. Następnie w miejscowości Arcade zaszliśmy żeby wypić coś zimnego. Niestety około południa zaczęło się robić coraz goręcej tak, że niedługo było już nie do wytrzymania, a podmuchy wiatru chwilami przypominały termoobieg, chociaż i tak dobrze, że w ogóle wiało. Iza po pierwszym odcinku przebrała buty trekkingowe na klapki - z dobrym skutkiem 😅. Gdy już w końcu umęczeni dotarliśmy do Pontevedra po 16 okazało się, że nie tylko w albergach nie ma miejsc, ale zajęte są też wszystkie hotele. Zrezygnowani usiedliśmy w jednym z barów żeby się schłodzić i czegoś się napić. Zapytany o nocleg właściciel tak się przejął, że po kilku telefonach w końcu znalazł nam jakiś pokój, chociaż tylko z dwoma łóżkami. Jesteśmy mu za to bardziej wdzięczni 🙏. Jutro planujemy wyjść szybciej i musimy rozbić 2 zaplanowane dni na 3, bo jak nie dojdziemy do ok. 14 to miejsc w kolejnych albergach też już raczej nie będzie. Dla wyjaśnienia hotele, które przyjmują rezerwacje są pozajmowane, natomiast dedykowane dla camino albergi nie robią rezerwacji - kto pierwszy ten lepszy, a ponieważ sierpień jest miesiącem urlopowym w Hiszpanii to jest naprawdę ciężko...
Dzień 4 (8 sierpnia, czwartek)
Wyspani wyruszyliśmy przed świtem. Super się wędruje jeszcze zanim wzejdzie słońce. Tu gdzie idziemy (trasa portugalska) jest naprawdę gorąco, jutro ma być jeszcze gorzej. Dziś wybraliśmy maleńką miejscowość na nocleg, żeby mieć większą szansę na bezproblemowy nocleg. Trasa miała ok 20 km, nie jest to dużo, ale patrząc na stan moich stóp (Iza) to najlepsza decyzja. Niestety zawsze tak miałam, że stopy miałam wrażliwe i mimo, że staram się dobierać buty i skarpety odpowiednio do wędrówek to zawsze idę w ogromnym bólu i szybko mam rany do krwi. I na co mi to było 😋 Tak to już jest, pielgrzymka woła, jest jakaś niewidzialna nić, która ciągnie na szlak. Co roku, przez lata nie-chodzenia na Jasną Górę w czasie kiedy pątnicy szli myśleliśmy o nich, wspominaliśmy, wymienialiśmy smsy ze znajomymi, którzy aktualnie byli na szlaku. Inny kierunek po raz pierwszy, bo szlak Jakubowy, ale można go przeżyć równie duchowo. Coraz więcej znajomych pisze do nas z prośbą o intencje, śmiało - idziemy i niesiemy 🙏
Udaje nam się codziennie zmówić na szlaku różaniec, były też godzinki (moje ulubione), trochę śpiewamy momentami jak mamy kryzysy 😋. Dziś jak mówiliśmy różaniec podeszła do nas Polka z pytaniem czy może się dołączyć, po raz pierwszy spotkaliśmy dziś Polaków, najwięcej jest Hiszpanów, w końcu to ich sezon urlopowy.
Obserwując pielgrzymów widać jak bardzo jest to wyjątkowy czas: jedni idą sami, inni w grupach. Ludzie rozmawiają, czasami siadają na kamieniu i się modlą. Dziś na albergdze mieszkamy z grupą portugalskiej młodzieży, która najpierw radośnie i głośno spędzała czas, a później usiedli z zeszytami/pamiętnikami/dziennikami i pisali. Domyślam się, że przemyślenia dnia dzisiejszego.
Do albergi dotarliśmy dziś wcześnie, na spokojnie, dzięki temu bez problemu były miejsca. Potrzebny był nam ten wypoczynek (wszak kryzys dnia trzeciego jest najgorszy😁), ale jesteśmy jednomyślni, że ok 18 najchętniej byśmy ruszyli dalej na szlak.
Dzisiejsza pielgrzymka prowadziła przez lasy, wąwozy. Było bardzo klimatycznie. Ale też coraz więcej ludzi. Zdarzały się też większe grupy idące razem.



















































































































Komentarze
Prześlij komentarz